Forum rogacz.fora.pl Strona Główna rogacz.fora.pl
Cuckold forum, Forum Rogacz, Rogacz, Forum swingers, Swingersi Forum, Forum Zdrada Kontrolowana, Forum cuckold, Forum nie tylko o seksie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tajemnica Sylwi

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum rogacz.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania erotyczne cuckold i nie tylko...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Happynka




Dołączył: 01 Lip 2020
Posty: 680
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:53, 14 Lis 2021    Temat postu: Tajemnica Sylwi

Tajemnica Sylwi


I.

Zarysy budynków wielkiego miasta powoli znikały za moimi plecami. Tempo życia, ciągła praca, zgiełk i hałas ulic - miałem tego serdecznie dość. Spakowałem niewielką torbę zabierając tylko niezbędne rzeczy, wsiadłem w swój stary samochód i wyruszyłem na południe w poszukiwaniu cichego zakątka. Cisza, cisza i samotność, tego właśnie potrzebowałem. Był słoneczny majowy poranek. Przyroda zdążyła już obudzić się do życia rozsiewając zapach traw i popisując się bogactwem zieleni przeplatanej różnokolorowa paletą kwiecistych barw. Po kilku godzinach jazdy zostawiłem za sobą wszelkie ślady cywilizacji. Droga wiła się teraz przez pagórkowaty teren porośnięty lasem i poprzecinany łąkami rozlewającymi się w skąpanych słońcem dolinach. Takiego miejsca szukałem. Byłem tu po raz pierwszy, a czułem się jakbym wrócił tu po wielu latach nieobecności. Jadąc powoli rozglądałem się za miejscem, gdzie mógłbym zatrzymać się na noc. Wreszcie dotarłem do malowniczej doliny wijącej się wzdłuż rwącego i wzburzonego potoku . Dostrzegłem u jej podnóża samotny domek, który stał kilkadziesiąt metrów od szosy. Prowadziła do niego błotnista, polna droga. Podjechałem bliżej. Była to niewielka chata ze spadzistym dachem, pobielonymi ścianami i dwoma oknami wychodzącymi na podwórze. Dookoła rozciągał się stary, zaniedbany ogród pełen dzikich krzewów, wysokiej trawy i starych drzew owocowych. Całość otoczona była płotem z niedbale zbitych zmurszałych desek. Zbliżając się do skrzywionej i wiszącej na jednym zawiasie furtki spostrzegłem napis „POKÓJ DO WYNAJĘCIA”. Tknęło mnie wtedy dziwne uczucie jakbym kiedyś widział już to miejsce. Może we śnie? O moim przybyciu leniwie zaalarmował uwiązany na łańcuchu pies, szczekając kilkakrotnie bez przekonania. To jednak wystarczyło. W jednym z okien poruszyła się firanka, a po chwili w drzwiach ukazała się kobieta. Ubrana była w czarne, obcisłe rzeczy, które podkreślały jej zgrabną i kształtną figurę. Na mój widok ruszyła w stronę furtki zdecydowanym krokiem. Podeszła do niej patrząc na mnie z uśmiechem. Miała długie, proste, czarne włosy opadające na szczupłe ramiona. Jej twarz, o niezwykle szlachetnych rysach, zdradzała już niemłody wiek. Ciągle jednak była piękna.
- Dzień dobry Pani! - powiedziałem gdy tylko zbliżyła się do mnie pełnym wdzięku krokiem.
Nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową i gestem lewej dłoni zaprosiła mnie abym wszedł do środka. Zamknęła za mną furtkę i ruszyła pierwsza w stronę drzwi. Teraz mogłem dokładnie przyjrzeć się jej niezwykłej figurze. Była wysoka, a dopasowana bluzka doskonale podkreślała linie jej tali, która wyraźnie odznaczała się powyżej kształtnych bioder. Podobała mi się. Było w niej coś... coś wyjątkowego. Weszliśmy do środka. Za drzwiami znajdował się korytarz, który prowadził przez cały dom. Po lewej stronie, przez lekko uchylone drzwi zobaczyłem ascetycznie urządzony pokój. Stało tam stare, proste łóżko, a obok komoda i jedna szafa. Żadnych dywanów, obrazów ani zdobień. Po prawej stronie była kuchnia. Prawdziwa, tradycyjna kuchnia z piecem, w którym strzelał płomieniem ogień. Gotowała się na nim potrawa wypełniając swym apetycznym zapachem całe pomieszczenie. Oprócz pieca były jeszcze dwa krzesła i stary, drewniany stół, a w kącie przeszklona komoda z zabytkowymi już chyba naczyniami.
- Pan na długo? - odezwała się wreszcie gospodyni.
- Na kilka dni - odparłem.
- To dobrze - powiedziała z uśmiechem jakby ucieszyła się z mojego przyjazdu - pański pokój jest na górze. Proszę za mną.
Ruszyła po drewnianych schodach, które pod ciężarem stóp dźwięcznie skrzypiały w rytm jej kroków. U góry również znajdował się wąski korytarz. Po obu jego stronach były drzwi. Kobieta otworzyła te z prawej i wskazała na znajdujące się za nimi pomieszczenie.
- Oto pański pokój. Łazienka jest naprzeciw.
- Dziękuję - odparłem wchodząc do małej ale przytulnej izby.
Panował tu osobliwy nastrój. Jedyne światło jakie wypełniało pokoik wpadało przez okienko w dachu. Pod spadzistą ścianą stało łóżko, a obok stolik z wypaloną świeczką. Było też malutkie biurko i szafka. Nic więcej. Niczego więcej nie potrzebowałem.
- Czy jest Pan głodny? - zapytała gospodyni.
- Nie dziękuję, jestem zmęczony trasą i chciałbym jak najszybciej położyć się spać.
- W takim razie życzę dobrej nocy - to mówiąc odwróciła się zalotnie i zamknęła za sobą drzwi. Zostałem sam. Było już późno i poczułem ogromną senność. Rozebrałem się i usiadłem na łóżko...

Otworzyłem oczy. W pokoju panowała zupełna ciemność. Nie miałem pojęcia, która mogła być godzina. Świeczka na stole już dawno się dopaliła. Przez okno w dachu widziałem poświatę księżyca przebijającą się z trudem przez ciemne, gonione wiatrem chmury. Leżałem na wznak z rękoma wzdłuż tułowia. Wsłuchiwałem się cichy szelest liści kołysanych słabymi porywami wiatru. Nie myślałem o niczym. Po prostu syciłem się otaczającym mnie spokojem. Nagle błogą ciszę przerwał szelest dochodzący z korytarza. W pierwszej chwili pomyślałem, że to pewnie wiatr targnął dachówką albo jakiś kocur grasuje w poszukiwaniu zdobyczy. Szelest znów się jednak powtórzył. Leżałem tak bez ruchu nasłuchując dziwnych odgłosów dochodzących zza zamkniętych drzwi. I znów dał się słyszeć ten sam dźwięk, który stawał się miarowy i narastający. Szelest i odgłosy kroków stawianych po drewnianej podłodze. Ktoś najwyraźniej szedł korytarzem i... zbliżał się do moich drzwi. Wyczuwałem czyjąś obecność. Wstrzymałem oddech, a moje serce biło coraz szybciej. Wtem spostrzegłem, że klamka wejściowych drzwi powoli i z cichym jękiem zaczęła opadać w dół. Widziałem jej ruch w słabym blasku księżyca, który odbijał się na jej srebrzystej, stylizowanej powierzchni. Nie odwróciłem nawet głowy. Tylko moje oczy śledziły ciemność pokoju w oczekiwaniu na pojawienie się w nich kogoś lub czegoś. Nawet jeśli była to gospodyni to czego szukała tu o tej porze? A może jest w domu ktoś jeszcze? Słyszałem bicie własnego serca i potworny szum w głowie. Ogarnął mnie niepokój. Klamka naciskana tajemniczą dłonią zwolniła wreszcie zamek i drzwi poczęły się wolno otwierać. Stanęła w nich postać kobiety w ślubnej sukni. Była wysoka, o czarnych włosach przyozdobionych welonem. Jej twarz była zupełnie blada, bez wyrazu. Usta, choć kształtne, były sine, a wpatrzone we mnie oczy pozbawione jakiegokolwiek blasku. Puste, martwe i ciemne jak nieprzebyta otchłań. Wydawała się przeźroczysta niczym utkana z pajęczej sieci. Stała tam nieruchomo, a ja leżąc na łóżku zamarłem ze strachu nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Ruszyła powoli w moim kierunku, majestatycznym, miarowym krokiem. Wyglądała niczym istota z innego świata. Cholerny koszmar! Oby skończył się jak najszybciej! Podeszła do łóżka. Jej dłonie powoli rozpinały białą suknię. Nie śpieszyła się. Jej ruchy były jednostajne, majestatyczne... Gdy skończyła, a suknia opadła, stanęła przede mną naga. Pozostawiła na sobie jedynie welon i białą podwiązkę.






Miała piękną figurę, młode kształtne piersi i bladą cerę. Wyciągnęła do mnie dłoń i pogłaskała mnie po policzku. Poczułem lodowaty dreszcz, strach i ból, podniecenie i ekstazę, które tchnęła we mnie swym dotykiem.
Weszła na łóżko i uklękła nade mną dotykając prawą dłonią mojego członka. Dopiero teraz poczułem jaki był twardy. Nie przestając głaskać mnie po twarzy powoli usiadła na niego wsuwając go w siebie niczym w kokon utkany z pajęczej sieci. Nie poruszyłem się. Nie mogłem. Jej ciało było zimne jak powiew północnego wiatru. Zdawało mi się, że delikatnie faluje niczym płomień świecy. Oczy nie przestawały wpatrywać się we mnie swoją pustką, jakby chciała nimi wyssać moją duszę. Jej lodowate wnętrze mocno obejmowało członka poruszając nim delikatnie i z wyczuciem. Kołysała lekko biodrami wodząc dłońmi po moim ciele. Czułem, że dłużej już nie wytrzymam. Pochyliła się wtedy nade mną muskając wrażliwą skórę chłodnymi brodawkami. Otworzyła usta i szepcząc wypowiedziała imię. Sylwia.
Świat zawirował. Kolejne fale bólu i rozkoszy wyciskały ze mnie nasienie w tajemniczą materię tej istoty. Czułem jak i jej ciało wiło się spazmatycznie potęgując moje doznania. Gdy ogień ekstazy powoli wygasał, zatrzymała się i rozpłynęła w powietrzu niczym mgła. Mogłem wreszcie swobodnie oddychać.
Zasnąłem.

Obudziłem się leżąc na łóżku skulony jak pies. Było mi zimno. Cholerny koszmar! - to pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Rozprostowując powoli obolałe mięśnie przewróciłem się na plecy. Był już dzień. Przez okno wpadały promienie słońca, które zdążyło już wychylić się zza ściany lasu. Podniosłem się z trudem i usiadłem na skraju łóżka. Rozglądając się przez chwilę po pokoju próbowałem pozbyć się resztek myśli, które mąciły mój umysł po nocnym koszmarze. Na stole stała dopalona świeczka, a koc leżał obok. Szukałem śladów tego co wydarzyło się w nocy jakbym chciał się upewnić, że to był tylko sen. Spojrzałem na drzwi i spostrzegłem leżący na podłodze mały kawałek materiału.
To pewnie gospodyni zgubiła to wczoraj kiedy przyszła tu ze mną – pomyślałem.
Podszedłem i chwyciłem go w dłoń po czym powoli rozwinąłem palcami. Był chłodny, wilgotny i wydzielał intensywny zapach. Zapach spermy. To była ślubna podwiązka....

Zszedłem po schodach na dół. Gospodyni już krzątała się po kuchni. Po zapachu czuć było przygotowywane śniadanie. Będzie jajecznica na boczku. Cudownie! Och jak tęskniłem za takim swojskim jedzeniem! Wszedłem do środka i pozdrowiłem gospodynię:
- Dzień dobry!
- Dzień dobry Panu – powiedziała odwracając się do mnie – Dobrze się spało ? - zapytała spoglądając na mnie badawczo.
- Tak, dziękuję – skłamałem.
- Zapraszam na śniadanie – rzekła wskazując miejsce na starym drewnianym krześle stojącym po drugiej stronie stołu.
- Jakie ma Pan na dzisiaj plany? - spytała z uwodzicielskim uśmiechem.
- Chce trochę zwiedzić okolicę, potrzebuję powietrza, przestrzeni i chyba samotności – odparłem.
Gospodyni skinęła głową jakby chciała przyznać mi rację.
- Rozumiem. Późno wrócisz Michale? - zapytała.
- Myślę, że pod wieczór.
- Będę czekała z kolacją. Uważaj na siebie - powiedziała.
Nagle dotarły do mnie jej słowa. Michale?! Użyła mego imienia! Skąd je znała? I na co miałem uważać? Nie chciałem już o nic pytać. Zjadłem pospiesznie śniadanie i wróciłem na górę, żeby zabrać niezbędne rzeczy przed wyjściem na szlak. Kiedy opuszczałem pokój spojrzałem raz jeszcze na leżącą na stole podwiązkę.
Przechodząc korytarzem obok kuchni zajrzałem do niej i pożegnałem gospodynię. Uśmiechnęła się do nie mile mówiąc, że będzie czekać na mnie z niecierpliwością. Stałem przez chwilę w progu nie wiedząc co odpowiedzieć, gdy w końcu samoistnie wyrwało się z moich ust pytanie:
- Jak masz na imię?
Kobieta utkwiła we mnie swoje ciemne oczy i po chwili odrzekła:
- Sylwia.
----------------------------------------------------------------------------------------------

II.

Po wyjściu na podwórze uderzyły mnie świeżość chłodnego powietrza, jasność promieni słońca i przestrzeń rozpięta pod błękitem nieba. Zdałem sobie sprawę jak bardzo za tym wszystkim tęskniłem. Mijając rozpadającą się furtkę skierowałem się w stronę szosy. Z plecaka wyjąłem mapę i zerknąłem na okoliczne szlaki. Właściwie był tylko jeden przebiegający blisko mojej doliny. To był czarny szlak. Po przejściu kilkuset metrów szosą, skręciłem na wyłożoną płaskimi kamieniami ścieżkę. Prowadziła przez pobliskie wzgórze na jego drugą stronę. Wchodząc w ścianę lasu zanurzyłem się w wiosennym klimacie przyrody, która rozkwitała tu pełnią życia. Rozwinięte liście łapczywie walczyły o każdy promień słońca przedzierającego się przez korony drzew. Zielone trawy przykryły dywanem leśne runo, a ptaki przekrzykiwały się nawzajem szukając w tym zgiełku swojej drugiej połowy. Las tętnił życiem. Był mieszaniną dębów, grabów i zieleniących się świeżym igliwiem modrzewi. Gdzieniegdzie jego brązowo zieloną kompozycję rozświetlały białe kubraki brzóz. Pachniało cudownie – wiosenną wilgocią, świeżą trawą, eterami iglaków. Szedłem przed siebie, wgłąb tej krainy wypełnionej życiem upajając się jego pięknem. Było już około południa, kiedy poczułem potrzebę odpoczynku. Przy szerokim kamienistym szlaku leżał zwalony pień. Usiadłem na nim by coś przegryźć i ugasić pragnienie. Nagle poczułem się nieswojo. Złapały mnie mdłości. Słońce, które do tej pory tak bardzo napełniało optymizmem, zaczęło mnie irytować . Chwyciłem kilka głębszych oddechów. Siedziałem przez moment bez ruchu. Po chwili wszystko minęło. Może to nadmiar leśnych zapachów tak mnie oszołomił? Schowałem kanapkę do plecaka i wstałem z pnia by ruszyć w dalsza drogę. Nagle spostrzegłem, że szeroki do tej pory szlak zwęża się w wąską, leśną ścieżkę prowadzącą przez gęsty młodnik. Dziwne... Sprawdziłem jeszcze raz na mapie. Nie było w pobliżu żadnej innej drogi. Pomyślałem, że pewnie o tej porze roku mało kto tędy przechodzi, a trawa zarasta szybko. Ruszyłem przed siebie. Ścieżka stawała się coraz węższa i marsz zaczynał być uciążliwy. Zauważyłem też, że wokół zrobiło się zupełnie cicho. Ptaki zamilkły. Może w południe nie odśpiewują swoich koncertów udając się na sjestę po porannych trelach? Las także zmienił swoje oblicze. W miejsce rozłożystych dębów i okazałych buków pojawiły się karłowate olchy i brzozy, które gęsto porastały obie strony ścieżki tworząc nad nią swoisty tunel. Przez ich gęste korony docierało zdecydowanie mniej światła. Zrobiło się ponuro. Szedłem teraz w przygnębiającej ciszy słysząc jedynie szelest trawy omiatającej moje nogi. Z czasem las zaczął się przerzedzać, a teren stawał się podmokły. Małe wodne bajorka wkomponowane w dywan z grubego mchu wypełnione były brązową, brudną wodą. Cuchnęło wilgocią. To były bagna. Spacer w tym miejscu nie sprawiał przyjemności. Nie zwalniałem kroku wypatrując przed sobą jakichkolwiek oznak końca tego miejsca. Nagle w oddali zamajaczyło światło. Może wreszcie to koniec lasu? Po kilku chwilach ujrzałem polanę otoczoną gęstwiną drzew i krzewów. Na jej środku stał dom. Wyglądał na opuszczony. Jego spadzisty dach był w połowie zapadnięty. W oknach nie było szyb. Ciemno szary tynk był nad oknami wyraźnie okopcony. To był ślad po pożarze, który najwyraźniej kiedyś strawił wnętrze tego domu. Dookoła było mnóstwo porzuconych dawno drobiazgów codziennego użytku. Wyglądało na to, że mieszkańcy, którzy w pośpiechu opuszczali płonącą chatę, nie byli zainteresowani zabieraniem ze sobą tych przedmiotów. Na podwórku stała zbutwiała ławka, a obok niej przewrócona dziecinna huśtawka. Wszystko było nadpalone lub zniszczone przez wilgoć. Stałem tak chwilę na wprost frontowej ściany, wpatrując się w jej ponure oblicze. Miałem wrażenie, że dom także patrzy na mnie smutno swymi dwoma nieistniejącymi oknami. Niebo powoli zaciągało się chmurami i zanosiło się na deszcz. Dookoła nie było widać żadnego śladu ścieżki. Szlak ewidentnie kończył się w tym miejscu! Postanowiłem zawrócić i nie ryzykować poszukiwania dalszej drogi. Jednak jakaś siła kazała mi choć na chwilę zajrzeć do wnętrza. Coś mnie w nim przerażało i ciekawiło zarazem. Podszedłem bliżej by zerknąć przez okno. Nagle usłyszałem wydobywający się ze środka kobiecy głos. Brzmiał niczym jęki boleści dochodzące echem gdzieś z oddali. Dreszcze przeszły mi po plecach. Co tam się dzieje? Co ja tu robię? To przecież nie moja sprawa! Ale jeśli ktoś tam w środku potrzebuje pomocy? Mój umysł przeżywał burze wątpliwości ale nogi, niczym na niewidzialny rozkaz, niosły mnie coraz bliżej domu. Stanąłem na wprost pustego okna.
Moim oczom ukazał się przedziwny widok. Na środku osmalonego dymem pokoju stała stara nadpalona ogniem skrzynia. Siedziała na niej ogromna postać przypominająca kształtem człowieka. Ale to coś człowiekiem nie było. Wielka, zdeformowana głowa z potężnie przerośniętą szczęką i czarnymi niczym dwie studnie oczodołami. Ciało potężnie zbudowane i pokryte miejscami gęstą sierścią. Był całkowicie nagi. W swoich potężnych dłoniach trzymał siedzącą na jego udach kobietę. Poznałem ją! To była ona! Panna młoda, która przyszła do mnie ostatniej nocy. Siedziała okrakiem zwrócona twarzą w stronę tego stwora. Wiła się przed nim niczym wąż w śmiertelnym uścisku. Jego potężne ramiona silnie obejmowały ją w talii poruszając rytmicznie wiotkimi, bladymi biodrami. Lśniąca i delikatna skóra dziewczyny kontrastowała z ciemnobrązowym ciałem potwora. Drobne i delikatne piersi zanurzały się w jego owłosiony tors za każdym razem kiedy przyciągał ja do swojego cielska. Stałem nieruchomo z zastygłym ze zdumienia sercem, wpatrując się w ten akt dwojga nieziemskich istot. Ogromny, żylasty członek bestii wbijał się głęboko w drobne i pozbawione włosów krocze kobiety, zadając jej najwyraźniej ból i rozkosz jednocześnie. Jęczała i mówiła coś niezrozumiale stłumionym głosem. Sprawiała wrażenie jakby chciała się uwolnić z jego objęć, które więziły ją swym nadludzko silnym uściskiem. Z jej czarnych oczu płynęły łzy niczym krople srebra. Spływały po policzkach, piersiach i brzuchu. Wreszcie bestia zawyła przeraźliwie i naprężając swoje ogromne mięśnie przyciągnęła silnie dziewczynę do siebie. To zadało jej ogromny ból bo wydobywający się z jej ust krzyk wypełnił całą polanę odbijając się echem błądzącym po okolicznych bagnach. Bestią targnęły gwałtowne spazmy, a przez jego rozszerzone nozdrza wydobył się syk wypuszczanego z impetem powietrza. Po chwili przyciągnął twarz kobiety do swojej, a ich puste oczy spotkały się w koszmarnym spojrzeniu. Jego wyrażały triumf, jej cierpienie. Bestia skrzywiła usta w swym piekielnym uśmiechu, a dziewczyna bezwładnie opadła w jego ramionach. Ogromny członek powoli wysunął się z kobiety uwalniając stróżkę lepkiej cieczy, która spływała po jej pośladkach na podłogę. Po chwili cała izba wypełniła się silną wonią nasienia. Akt został zakończony. Dopiero teraz zauważyłem, że przez ten czas prawie w ogóle nie oddychałem. Kiedy moje płuca zbuntowały się wreszcie by nabrać wielki łyk powietrza, zdradziłem tym swoją obecność. Bestia gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę i wbiła we mnie swój piekielny wzrok. Dziewczyna również spojrzała na pół przymkniętymi oczyma rzucając tylko gorzki uśmiech. Zerwałem się natychmiast do ucieczki. Wybiegłem z polany jak szaleniec i wpadłem na zarośnięta ścieżkę, którą tutaj przyszedłem. Biegłem na oślep jak opętany czując na sobie przerażający wzrok potwora. Co chwilę przewracałem się o leżące gałęzie i kępy gęstej trawy. Moja twarz rozrywała pajęcze sieci, które wcześniej ze wstretem omijałem. Nienawidziłem tego ale było mi teraz wszystko jedno. Strach kazał mi biec co sił i nie oglądać za siebie. Cholerna ścieżka zdawała się nie mieć końca. Gdy zauważyłem wreszcie jaśniejszą plamę na końcu tunelu ze splecionych karłowatych drzew, przyśpieszyłem jeszcze bardziej. Wreszcie wydostałem się z tej bagnistej gęstwiny i wbiegając na kamienisty szlak runąłem jak długi zahaczając o coś twardego w trawie. Byłem cały pobijany i pokaleczony od upadków. Gdy podniosłem się na kolana zobaczyłem tuż przed sobą parę młodych ludzi. Wyglądali na turystów. Najwyraźniej przestraszył ich mój widok bo stali chwilę w milczeniu wpatrując się we mnie. Po chwili dziewczyna robiąc krok do przodu spytała:
- Czy nic się panu nie stało?
Nie mogłem złapać tchu by jej odpowiedzieć. Skinąłem tylko twierdząco głową. Chciałem jeszcze ostrzec ich by nie szli dalej tą drogą ale nim zdążyłem wydobyć z siebie słowo, minęli mnie i skręcając w lewo pomaszerowali dalej szerokim kamienistym szlakiem. Spojrzałem przed siebie ze zdumieniem. Jeszcze niedawno gdy doszedłem do tego miejsca dałbym głowę, że dalsza droga wiodła przez te koszmarne bagna. Teraz dopiero zobaczyłem, że ścieżka w którą skręciłem była prawie zupełnie niewidoczna, a szlak w tym miejscu skręcał łagodnym łukiem na szczyt wzgórza. Jak mogłem tego nie zauważyć? Obok drogi leżał pień, na którym wcześniej odpoczywałem. Wolałem już na niego nie siadać...Poobijany i zmęczony poszedłem dalej, próbując zebrać myśli po tym wszystkim co zobaczyłem w domu na polanie. Znów powrócił śpiew ptaków i zapach leśnych drzew, a słońce przebijając się przez soczysto-zielone liście przywracało mi chęć do życia.
--------------------------------------------------------------------------------------------------

III.

Wszedłem do kuchni gdzie Sylwia właśnie przyrządziła kolację. Wyglądało to tak jakby dokładnie wiedziała kiedy wrócę. Pachniało chlebem, wędliną i świeżo pokrojonymi warzywami. Przytulnie urządzona jadalnia, zapachy, strzelający płomień w piecu i krzątająca się przy nim kobieta, to wszystko sprawiało, że poczułem się jak w domu. W domu, który pamiętałem z dzieciństwa. Życie w wielkim mieście nie dało mi szansy na to by choć na chwile zatrzymać się i zbudować przytulny, własny kąt. Teraz wróciły do mnie ciepłe wspomnienia z dawnych lat.
- Dobry wieczór Michale – pierwsza odezwała się Sylwia. - Czy wycieczka była udana? - zapytała.
- Tak, dziękuje – odrzekłem po chwili wahania. Znowu skłamałem.
Sylwia spojrzała na mnie badawczo ale o nic już nie pytała.
- Zapraszam na kolację – powiedziała z uśmiechem.
Była piękna, kobieca i ponętna. Każdy jej ruch był pełen wdzięku, a spojrzenie tajemnicze i nieśmiałe. Teraz dopiero zwróciłem uwagę na jej kształtne piersi opięte ciasną czarną bluzką. Wyraźnie zaokrąglona linia bioder łagodnie przechodziła w zgrabne uda. Zrobiło mi się gorąco i dreszcz przebiegł przez całe moje ciało. Z każdą chwilą podobała mi się coraz bardziej.

Jedliśmy kolację w ciszy. Czułem na sobie wzrok Sylwii, która co chwilę spoglądała na mnie badawczo. Nie mogłem pozbyć się z myśli obrazów, których byłem świadkiem – ponury las, spalony dom, kobieta-zjawa i ten... stwór. . Czułem jak rosło we mnie napięcie i chęć podzielenia się tym z Sylwią.
- Widziałem w lesie porzucony dom – rzuciłem nagle zaskakując tym wyznaniem samego siebie.
- Tak myślałam – odparła Sylwia, a na jej twarzy zagościł smutek. Jej oczy wpatrzone we mnie zdawały się widzieć coś o czym nie wiedziałem.
Przez dłuższa chwilę spoglądaliśmy na siebie bez słowa.
- Opowiesz mi? - spytałem cichym głosem.
- Tak, opowiem.... - odpowiedziała dziewczyna.

Sylwia i Róża były bliźniaczymi siostrami. Urodziły się w samym sercu lasu, w domku na polanie. Ich ojciec był leśniczym tak jak jego ojciec i dziadek. Matka umarła niedługo po urodzeniu dziewczynek. Zostali sami, zdani na trudny los i pomoc rodziny. Siostry wychowywały się razem. Brak matki sprawił, że trzymały się blisko siebie i nigdy nie rozstawały nawet na krok. Bawiły się zawsze razem, chodziły z ojcem po lesie, razem jadły i spały. Dopiero lata szkolne rozdzieliły siostry na dłużej. Róża wyjechała do szkoły w mieście, a Sylwia pozostała w domu ucząc się zawodu od jednej z ciotek mieszkających w pobliskiej wsi. Bardzo za sobą tęskniły. Przysięgały sobie nawzajem, że kiedy skończą szkoły i założą własne rodziny będą mieszkały już zawsze blisko siebie.
Gdy dziewczęta skończyły 16 lat, do wioski sprowadził się Adrian. Młody, przystojny, wykształcony chłopak z dobrej rodziny. Od razu gdy tylko doszło do pierwszego spotkania Adriana i Róży, coś między nimi zaiskrzyło. Dziewczyna nie widziała poza nim świata, a chłopak z niecierpliwością wyczekiwał jej powrotów z miasta. Kochali się. Mijały miesiące i lata, a ich uczucie dojrzewało. Zdecydowali, że po powrocie Róży na stałe, wezmą ślub.
Pewnego wiosennego dnia, kiedy siostra Róży, Sylwia, wracała wieczorem od swojej ciotki, spotkała na drodze Adriana. Jej również podobał się od samego początku ale był przecież narzeczonym Róży. Nigdy nawet nie przypuszczała, że on i ona mogliby... że mogłoby ich cokolwiek połączyć. Szli przez chwilę razem, uśmiechając się, rozmawiając gdy nagle padli sobie w ramiona. Czy to sprawiła tęsknota obojga za bliską osobą, czy po prostu młodzieńcze zauroczenie? Oboje tego nie wiedzieli. Ich potajemne spotkania odbywały się coraz częściej. Adrian i Róża zaplanowali ślub na koniec upalnego lata. Odbywał się w małej, leśnej chatce ale otaczająca ją rozległa polana dawała mnóstwo miejsca dla weselnych gości. Róża wyglądała pięknie w swej białej, ślubnej sukni. Jej długie czarne włosy zdobił welon, a na smukłym delikatnym udzie ukryła niespodziankę dla swojego ukochanego – podwiązkę. Miała być prezentem, symbolem ich pierwszej, wspólnie spędzonej nocy. Sylwia cieszyła się ze szczęścia swojej siostry ale gdzieś w głębi serca zalegał jej smutek. Róża zabierała jedynego w jej życiu mężczyznę. Kiedy zapadła już noc, a zabawa trwała na dobre, Sylwia wyszła na chwilę by zaczerpnąć chłodnego, pełnego leśnych zapachów powietrza. Na polanie stał samotnie Adrian.
- Co tutaj robisz? - spytała. – Powinieneś być teraz przy swojej żonie?
- Sylwia – odrzekł cichutko chłopak – myślałem o tobie.
Patrzyli sobie w oczy. Rozmawiali bez słów. Stali tak przez chwilę zamyśleni, kiedy w końcu żar uczuć i zmysłów rzucił ich sobie w ramiona.
- Adrianie – nie mogę się pogodzić z tym, że cię tracę – szeptała przez łzy Sylwia.
Tonęli w swych objęciach i pocałunkach, pozwalali ponieść się rwącej rzece namiętności. Zdzierali chaotycznie ubrania by jak najszybciej wtulić w siebie swoje nagie ciała.
- Nie możemy... - szeptała bezradnie Sylwia
- Wiem , wiem... powtarzał Adrian czując, że ich opór jest niczym wobec płonących zmysłów.
Upadli na trawę pochłonięci pieszczotami i pocałunkami. Ich ciała zespoliły się w miłosnym uścisku. Dotyk ciała Sylwii sprawił, że Adrian pragnął tylko jednego - być w niej, być jak najgłębiej. Jego sztywny członek odnalazł wilgotne wargi dziewczyny. Umysł Sylwii bronił się jeszcze gdzieś w swych najgłębszych zakątkach ale było już za późno. Miała swego ukochanego mężczyznę blisko. Zbyt blisko by cokolwiek zatrzymać. Adrian zdobywał członkiem jej wnętrze, a Sylwia obejmując go nogami przyciągała z całych sił jego pośladki. Kochali się gwałtownie i łapczywie. Chłopak obsypywał jej ciało pocałunkami, zanurzał swoją twarz w piersiach, wdychał jej zapach, łapał ustami jej oddech, wsłuchiwał się w jęki doznawanej rozkoszy. Otaczał ich zapach lasu, śpiew ptaków i muzyka miłości. Burza zmysłów tylko przez chwilę pozwoliła im stąpać gdzieś po krawędzi nad przepaścią rozkoszy. Chwilę potem spadali w nią razem. Lecieli gdzieś w przestrzeni, nie widząc dookoła niczego, nie słysząc nic oprócz własnych krzyków rozkoszy.
Kiedy świat przestał wreszcie wirować wokół nich, ocknęli się w miłosnym splocie spijając z ust ostatnie tchnienia ekstazy. Szeptali do siebie drżącymi jeszcze ustami:
- Kocham cie Sylwio!
- Kocham cie Adrianie!
Gdy wreszcie opadli bezwładnie na trawę, leżąc obok siebie nadzy, spostrzegli stojącą nad nimi postać - kobietę w białej sukni. To była Róża.
Stała nieruchomo, a po jej policzkach płynęły łzy. W słabym świetle księżyca wyglądała niczym zjawa. Adrian i Sylwia zamarli. Róża patrzyła na nich, to na chłopaka, to na dziewczynę. Patrzyła na stojącego jeszcze członka swojego męża i na wyciekającą spermę spomiędzy warg swojej siostry. Zdawała się nie wierzyć temu co zobaczyła. Wtem wybuchając płaczem zerwała się do szaleńczego biegu. Skierowała się na jedyną ścieżkę prowadzącą na polanę i już po chwili niknęła w ciemnościach nocy. Kochankowie odszukali swoje ubrania i pobiegli za nią ale Róża zniknęła w czeluści ponurego lasu. Cała wieś szukała kobiety przez kilka dni. Ojciec znalazł ją na bagnach...martwą.

Sylwia siedziała zamyślona z głową oparta na dłoniach. Z jej oczu płynęły łzy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Zastanawiałem się co też miało to wszystko wspólnego z dziwnymi wydarzeniami mijającego dnia. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Przytuliłem ją mocno. Tylko tyle mogłem zrobić. Trwaliśmy tak w ciszy przez dłuższa chwilę. W końcu odezwała się do mnie:
- Ona tu wraca. Nie może stąd odejść. Więzi ją nienawiść i to co pod jej wpływem zrobiła. Dopóki mi nie przebaczy będziemy razem - ja z nią, a ona ze mną. Nie zazna spokoju, a ja nie będę z nikim szczęśliwa.
- A ten stwór, czym... kim jest? - zapytałem.
- Jest jej strażnikiem. Jest demonem zemsty – odrzekła ze smutkiem Sylwia.
- Czy mogę Ci jakoś pomóc? - spytałem po chwili. - Tobie i jej... - dodałem.
Kobieta spojrzała na mnie z nadzieją i wyszeptała:
- Tak, możesz nam pomóc Michale.
Miałem nadzieje, że to tylko zły sen. Ale ten sen miał trwać jeszcze jedną długą noc.
----------------------------------------------------------------------------------------------

IV.

Leżeliśmy na łóżku wtuleni czekając na to co miało się wydarzyć. Byliśmy gotowi na wszystko. Prawie całkowicie wypalona świeczka rozświetlała swym słabym płomieniem pokoik. Patrzyliśmy w nią oboje niczym w mały promyk nadziei. Nadziei, że wkrótce wszystko będzie już za nami. Było cicho. Słyszeliśmy tylko nasze oddechy...

Obudził mnie silny powiew wiatru, który podrywając jedną z dachówek trzasnął nią o dach. W pokoju panowała ciemność. Świeczka już zgasła. Sylwia spała na moim ramieniu. A może jednak nie przyjdzie? Może to był tylko sen? Przecież wcale nie muszę w to wierzyć!
W korytarzu skrzypnęły deski podłogi. Ktoś znów zbliżał się do drzwi...
To była Róża. Stała w swojej ślubnej sukni trzymając w ręku podwiązkę, którą kilka dni wcześniej zostawiała w pokoju. Tym razem nie była sama. Tuż za nią stał stwór, którego widziałem w lesie. Spoglądał prosto w moją twarz. Jego puste oczy, choć bez wyrazu, zdawały się szydzić ze mnie, z mojej bezradności i słabości. Był wielki, muskularny i całkowicie nagi. Róża pierwsza ruszyła w nasza stronę. Za nią niezgrabnym i ciężkim krokiem stąpał potwór. Teraz wydał mi się nawet bardziej podobny do człowieka choć człowieczeństwa nie potrafiłem w nim odnaleźć. Przypominał raczej wygłodniałe zwierze czekające by zaatakować swoją ofiarę. Róża podeszła do łóżka i wyciągnęła do mnie swoją mglisto-szarą dłoń.
- Czy jesteś gotowy? – zapytała szeptem, a jej głos przypominał szelest liści targanych porywistym wiatrem. Nic nie odpowiedziałem. Wiedziała, że jestem. Skinęła ręką na stwora, a ten stojąc do tej pory na środku pokoju podszedł do łóżka i powoli wziął Sylwię na swoje wielkie ramiona. Nie obudziła się! Spała głęboko, a jej oddech był miarowy i niczym niezakłócony. To pewnie ich sprawka - pomyślałem. Demon zaniósł Sylwię na drugi koniec pokoju i położył na komodzie. Leżała teraz na plecach z głową zwróconą w moją stronę, a jej nogi swobodnie opadały w dół. Była całkowicie naga. Zdawała się bezbronna i w swoim głębokim śnie nawet nie wiedziała co się z nią dzieje. Tak mi się przynajmniej wydawało. Stwór, swoimi włochatymi łapskami, zaczął gładzić jej delikatne ciało. Dotykał piersi, brzucha, aż wreszcie włożył wielką dłoń w jej krocze. Sylwia drgnęła ale nie obudziła się. To wyraźnie pobudziło potwora, bo jego oddech przyśpieszył, a wielki członek twardniejąc zaczął się powoli unosić. Róża patrzyła na nich przez chwilę z triumfalnym uśmiechem po czym odwróciła głowę w moja stronę i rzekła:
- Spodoba ci się, zobaczysz... - po tych słowach zaczęła rozpinać swoją suknię, która opadła bezszelestnie na podłogę. Usiadła na łóżku obok mnie i położyła się na moim ramieniu dokładnie tak jak przed chwilą leżała tutaj Sylwia. Patrzyła na mnie czarnymi oczyma, a jej chłodna dłoń błądziła po moim ciele. Przytuliła się jeszcze mocniej.
Chcesz ją mieć Michale? - spytała prawie niesłyszalnym głosem.
Byłem przerażony ceną jaką przyjdzie zapłacić za moja zgodę. Ale... może to jedyna szansa? A może to co się stanie było i tak nieuniknione? Skinąłem lekko głową i wyszeptałem:
- Tak, chce z nią być.
Róża uśmiechnęła się delikatnie
- i będziesz z nią Michale... -
Jej zimne usta powoli całowały moją szyję, klatkę i brzuch. Delikatne i chłodne palce głaskały członka wprowadzając go w stan podniecenia wbrew mojej woli. Dając jej zgodę pozwoliłem kontrolować swój umysł i byłem poddany jej całkowicie. W tym czasie demon, widząc że nadszedł już czas, przestał dotykać ciało Sylwii i robiąc kilka niezdarnych kroków stanął tam gdzie nogi dziewczyny opadały swobodnie w dół. Powoli rozchylił jej uda, a mięsiste wargi lekko pokryte owłosieniem rozwarły się odsłaniając całkowicie dostęp do kobiecego wnętrza. Ten widok wyraźnie rozjuszył bestię bo jego członek zrobił się sztywny i mocno teraz sterczał. Demon zastygł jeszcze na chwilę i odwrócił głowę w naszą stronę. Róża widząc jego gotowość uniosła się na łóżku i przekładając nogę nade mną usiadła tyłem. Swymi zimnymi wargami pocierała mojego członka powodując dreszcze w całym ciele. Mój umysł mówił - nie! Ale ciało było posłuszne. Odchyliła raz jeszcze głowę w moją stronę i rzekła:
- Zaczynamy, mój słodki!
W tym momencie wsunęła w siebie członka wydając okrzyk rozkoszy. Stwór widząc to chwycił oburącz biodra Sylwii. Swoim ogromnym kutasem zaczął pocierać delikatne wargi dziewczyny sprawiając, że stały się całkowicie mokre od soku jaki z niego wypływał Jego muskularne ciało wyginało się w podnieceniu szykując się do ostatecznego aktu. Róża tymczasem poruszała biodrami na przemian to na boki to w górę i w dół. Jej białe, krągłe pośladki ocierały się o mój brzuch, a chwytając mnie za dłonie położyła je sobie na piersiach dając do zrozumienia, że oczekuje pieszczoty. Potwór ciągle ocierał się o Sylwię. Robił to coraz szybciej i intensywniej.
- Dobrze Ci Michale? No powiedz czy ci dobrze? - jęczała niczym zza światów Róża.
- Tak, dobrze mi – odpowiadałem wbrew swej woli.
- Mmmm, to cudownie! Zaraz dasz mi rozkosz jakiej nigdy nie zaznałam. Rozkosz, jakiej oczekiwałam od mojego ukochanego, a której nie dostałam bo tamta kobieta zabrała mi go! – mówiąc to wskazała palcem na Sylwię - Teraz nadszedł czas zapłaty. Mocniej Michale, chwyć mnie za biodra! Bądź mężczyzną!
Objąłem mocno dłońmi jej pośladki i energicznie poruszałem nimi czując jak koniec mojego członka wchodzi w nią głęboko. Patrzyłem na młode i piękne ciało Róży obserwując jednocześnie Demona brutalnie zabawiającego się bezbronną Sylwią. Leżała bezwładnie z zamkniętymi oczyma. Jej twarz była zupełnie spokojna, zanurzona w głębokim śnie. Róża przyśpieszała. Jej ciało wyginało się spazmatycznie za każdym razem, kiedy członek wchodził w głębię jej kobiecości. Nie potrafiłem jej zatrzymać. Prowadziła mnie niczym rwąca rzeka, która niesie rozbitka wprost w paszczę wodospadu. Poruszając się coraz gwałtowniej znowu spytała władczym głosem:
- Michale, czy chcesz tego?!
Dręczyła mnie ciągłym pytaniem, a ja czułem się jakbym nie znał innej odpowiedzi jak tylko:
- Tak Różo! Chcę tego!!!
Wtedy stwór, słysząc mój okrzyk chwycił gwałtownie Sylwię za stopy, podniósł je ku górze i rozchylając jej nogi muskularnymi ramionami wbił w nią swojego ogromnego kutasa. Sylwia krzyknęła przez sen. To był okrzyk bólu i rozkoszy, który wypełnił cały dom. Ciało Sylwii wygięło się w łuk, a szeroko rozwarte usta chwytały łapczywie powietrze. Potwór opadł na nią swoim wielkim cielskiem i obejmując jej talię silnie naparł biodrami do przodu. Jego ciałem targały konwulsje, a z gardzieli wydobywał się złowrogi świst. W tym samym momencie moje podniecenie doprowadziło mnie do granic obłędu. Eksplozja nieziemskiej rozkoszy przeniosła mnie w inny wymiar. Czułem jak gorąca sperma trysnęła w spazmatycznie drgające ciało Róży. Doznania były tak silne, że sprawiały mi ból. Dziewczyna poruszając energicznie biodrami chłonęła nimi mojego członka jakby chciała wyssać z niego każdą krople rozkoszy. Dom wypełniły okrzyki i jęki wszystkich uczestników tego rytualnego aktu. Świat zdawał się wirować. Ten rzeczywisty i ten niematerialny. Powietrze przeszywały drgania rozkoszy, bólu, euforii, rozpaczy, radości, cierpienia i wreszcie... ulgi.

Róża opadła na mnie powoli dotykając mojej twarzy długimi czarnymi włosami. Poczułem teraz, że była … ciepła. Jej wnętrze zdawało się inne niż przedtem. Przestała być chłodną, mglistą istotą. Przylgnęła do mnie plecami, a w oddechu słychać było wytchnienie. Potwór puścił Sylwię ze swego stalowego uścisku i postąpił kilka kroków do tyłu uwalniając z niej potok gęstej cieczy. Stojąc nad nią nieruchomo zdawał się coraz bardziej zlewać z tłem otoczenia. Odwrócił jeszcze głowę w naszą stronę i z grymasem twarzy przypominającym uśmiech rozpłynął się w ciemnościach. Róża leżała na mnie nieruchomo gładząc moje dłonie. Poczułem ogromną senność. Starałem się podnieść i zobaczyć co dzieje się z Sylwią ale przegrałem walkę z ciężkimi niczym ołów powiekami...

Obudził mnie szelest liści wielkiej lipy stojącej na skraju ogrodu. Był już świt. Sylwia leżała obok mnie mocno wtulając się w moje ramiona. Leżałem nieruchomo próbując odnaleźć się w chaosie myśli. Czułem się zupełnie zagubiony między snem, a rzeczywistością. Co było prawdą, a co złudzeniem? Z głębokiego zamyślenia wyrwała mnie Sylwia budząc się gwałtownie.
-Już dobrze, jestem tu blisko – powiedziałem odruchowo widząc przerażenie w jej oczach.
-Miałam koszmarny sen – powiedziała szeptem - Śniła mi się Róża... i Ty z nią... i jakiś straszny...! Nie, to było okropne! - mówiąc to powstrzymywała się od płaczu.
- Już dobrze, już po wszystkim – uspakajałem ją przytulając mocno do swojej piersi.
-Tak, już po wszystkim..... - powiedziała z ulgą.

Droga powrotna upływała mi dość szybko. Zanurzony w myślach wracałem do cywilizacji i świata, który tak niedawno zostawiłem, a który teraz wydał mi się zupełnie obcy. Wjeżdżając do wielkiego miasta patrzyłem na jego zgiełk, hałas, tempo życia, szarość ulic i budynków. W kilka tygodni pożegnałem się z przyjaciółmi, którzy i tak nie mieli dla mnie nigdy czasu, z pracą której nie lubiłem, z ciasnym mieszkaniem zagubionym gdzieś w mrowisku cywilizacji. Wsiadłem w swój stary samochód i wyruszyłem na południe. Niczego już nie musiałem szukać, bo właśnie znalazłem to czego pragnąłem. Wracałem do doliny pełnej słońca, zieleni i śpiewu ptaków. Wracałem do Sylwii.




Autor tekstu: lee
Autor rysunku: Happynka






Kopiowanie naszych prac jest dozwolone tylko na warunkach wolnej od opłat licencji: Licencja CC BY-NC-SA 3.0 [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Happynka dnia Nie 10:54, 14 Lis 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cuck




Dołączył: 29 Gru 2016
Posty: 375
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:33, 14 Lis 2021    Temat postu:

oj tam, bez obrazków źle się czyta....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum rogacz.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania erotyczne cuckold i nie tylko... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin